aaa4
Historyk
Dołączył: 23 Sty 2018
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 16:36, 19 Lut 2018 Temat postu: hejt |
|
|
oje ludzi tloczyly sie glownie wokol plonacych zabudowan. Straz pozarna robila szerokie wykopy, oczyszczajac ogromne polacie dla zapobiezenia rozprzestrzenianiu sie ognia. Nigdy nie widzialem tak wielkiego pozaru. Zdenerwowalem sie, ale jeszcze sie nie balem. Myslalem, ze byloby dobrze, gdyby straz pozarna z naszej czesci miasta nie schodzila do pozaru, ale oslaniala nasze zbocze Awentynu.
Poslalem gonca, aby ostrzegl Klaudie i mieszkancow domu, sam udalem sie do bestiarium. Po drodze wpadlem do biura prefekta miasta, aby sie dowiedziec czegos o przyczynach pozaru. Wyslano konnego poslanca do posiadlosci wiejskiej mego bylego tescia, aby szybko wracal do Rzymu, choc jego zastepca niezle sobie radzil. Jego zdaniem zarowno wlasciciele sklepow kolo cyrku, jak i drobni sklepikarze zydowscy osiedleni kolo bramy Kapuanskiej i zaloga cyrku zbyt beztrosko obchodzili sie z ogniem. Sadzil, ze sklepy - istne magazyny latwo palnych materialow - szybko splona, wiec trudniejsze bedzie zachowanie dyscypliny niz ograniczenie pozaru. Bo gdy tylko wybuchl ogien, natychmiast niewolnicy i miejska holota ruszyli rabowac sklepy wokol cyrku. Skontrolowalem umeczone zarem bestiarium i naradzilem sie z weterynarzami, jak przechowac latwo psujace sie mieso. Wyznaczylem dodatkowe ilosci wody dla wszystkich zwierzat i polecilem, aby klatki oplukiwano swieza woda. Przywitalem sie i rozmawialem po przyjacielsku z Sabina; po rozwodzie nasze stosunki znacznie sie poprawily.
Sabina prosila, abym z uwagi na pozar zalatwil nieprzerwane dostawy wody do bestiarium. Zapewnilem, ze nie musi sie martwic, bo w czasie letnich upalow nadzorcy domow bogaczy sa zainteresowani nieprzerwanym otrzymywaniem wody do podlewania ogrodow.
W urzedzie wodociagowym poinformowano mnie, ze bez decyzji senatu na pewno nie otworza zapory wodnej. Czyli rozdzial wody odbywac sie bedzie wedle ustalonych regul. Latem senat zbiera sie jedynie w wypadku zagrozenia panstwa, Neron zas przebywal w Ancjum.
Z lepszym samopoczuciem wstepowalem na Palatyn. Minalem wiele olsniewajacych budowli i dolaczylem do tlumu gapiow, zgromadzonych na zboczu. Byli tam niewolnicy cesarza, sluzba i ogrodnicy. Nikt nie wydawal sie przerazony, chociaz cala dolina u naszych stop zarzyla sie i dymila jak czeluscie piekiel. Pozar tworzyl ogniste wiry, rozpalone powietrze parzylo nasze twarze. Iskry i jakies rozzarzone strzepy dolatywaly az do nas. Kilku niewolnikow lekcewazaco deptalo plonaca miejscami trawe, ktos przeklinal, ze iskry spadaja na odziez. Fontanny w ogrodach dzialaly i nikt niczym sie nie przejmowal. Widok pozaru wywolywal jedynie emocje i podniecenie.
Wskros rozpalone wiry usilowalem dojrzec Awentyn. Ogien ogarnial zbocze wzgorza i powoli lecz nieustannie pial sie w gore, do naszej dzielnicy. Konieczny byl pospiech. Kazalem swojej eskorcie wracac jak sie da do domu, a sam wzialem wierzchowca ze stajni Nerona. Widzialem, jak konni kurierzy pelnym galopem pedzili wzdluz swietego traktu.
Najbardziej przezorni obywatele zamykali swoje sklepy. W duzych halach bazarowych gospodynie domowe robily codzienne zakupy. Kluczac wybrzezem Tybru, wrocilem do domu. Po drodze widzialem przemykajacych w klebach dymu ludzi, ktorzy wynosili jakies tobolki.- moze ratowali swoj dobytek, a moze byly to rzeczy zrabowane.
Strwozone tlumy zaczely zapelniac waskie uliczki. Matki z placzem nawolywaly dzieciaki. Strapieni ojcowie rodzin stawali przed drzwiami domow, pytajac innych o rade. Nikt nie chcial zostawiac pustego mieszkania, bo w razie potrzeby nie bedzie go komu ratowac. Straz miejska wszystkiego nie dopilnuje.
Wiele osob krzyczalo, ze cesarz powinien wracac do Rzymu. Ja tez uwazalem, ze potrzebne sa srodki nadzwyczajne. Moglem jedynie dziekowac Fortunie, ze moje bestiarium znajdowalo sie na obrzezach miasta, po drugiej stronie Pola Marsowego.
Wreszcie dotarlem do domu. Natychmiast zalatwilem lektyki z tragarzami i kazalem bezzwlocznie przeniesc Klaudie i ciocie Lelie na druga strone Tybru, do czternastej dzielnicy miasta. Przypilnowalem, aby wzieli ze soba rzeczy najbardziej wartosciowe, ile mogli uniesc. Nie bylo mowy o zdobyciu wozow.
Dozorcy i najsilniejszym niewolnikom kazalem zostac, aby pilnowali domu przed rabusiami. Na wszelki wypadek zaopatrzylem ich w bron. Wszyscy musieli sie spieszyc. Przypuszczalem, ze za ich przykladem pojda inni i waskie uliczki zapelnia sie uciekajacym tlumem.
Klaudia ostro sie sprzeciwiala, bo przede wszystkim chciala ostrzec swych chrzescijanskich przyjaciol oraz pomoc w ucieczce przed pozarem slabym i starym. Zbawieni przez Chrystusa byli dla niej wiecej warci niz nasze zlote i srebrne naczynia. Wskazalem na ciocie Lelie:
-Tu masz staruszke, ktora wymaga opieki! Pomysl bodaj o naszym nie narodzonym dziecku! - krzyknalem.
W tym momencie na nasz dziedziniec wpadli spoceni Zydzi, Akwila z Pryska. Wlekli ze soba paki, zaladowane kozia sierscia i gotowymi namiotami. Blagali, abym pozwolil je przechowac u siebie, poniewaz ogien zblizal sie do ich warsztatu tkackiego. Rozgniewala mnie ta bezmyslna krotkowzrocznosc, bo Klaudia natychmiast uznala, ze na Awentynie nie ma wielkiego zagrozenia, wiec po coz robie alarm. Akwila z Pryska nie moga udac sie do dzielnicy zydowskiej za Tybrem, bo tamtejsi Zydzi znaja ich i nienawidza bardziej niz zarazy! Na sprzeczkach i szlochaniu uplywaly cenne minuty. W koncu dalem cioci Lelii solidnego klapsa, a Klaudie wpakowalem do lektyki przemoca. Wreszcie caly orszak ruszyl.
Stalo sie to w ostatniej chwili, bo na dziedziniec wtargnelo kilku osmalonych chrzescijan z poparzonymi rekami. Szukali Akwili. Wznoszac do gory rece i przewracajac oczyma jeden przez drugiego krzyczeli, ze na wlasne uszy slyszeli, jak ziemia i niebo rozdarlo sie i Chrystus, zgodnie z obietnica, zstapil w oblokach na ziemie. Dlatego wzywaja, aby chrzescijanie porzucili wszystko i zbierali sie wysoko na wzgorzach, aby przyjac Chrystusa i jego Krolestwo. Nadszedl bowiem dzien Sadu!
Pryska byla niewiasta doswiadczona, praktyczna i opanowana. Nie dosc, ze nie dala wiary tej informacji, ale jeszcze kazala im zamknac geby! Ona nie miala zadnego objawienia. Zreszta na niebie, oprocz klebow dymu, nie widac najmniejszego obloku!
Przyznalem, ze Rzymowi grozi tragedia. Jednak rozszerzenie pozaru na dwie albo trzy dzielnice wcale nie oznacza zniszczenia calego miasta! Ludzie biedni przyzwyczaili sie wierzyc zamozniejszym. Purpurowe obramowanie moich szat upewnialo ich, ze dobrze znam sie na rzeczy. Uwierzyli mi.
Po cichu myslalem, ze najwyzszy czas, aby wezwac pretorianow i oglosic w miescie stan wyjatkowy. Nie jestem specjalista, lecz na zdrowy rozum nalezalo przekopac szeroki pas ochronny przez caly Awentyn i nie zalujac niczego spalic na trasie pozaru te zabudownia, ktorych nie da sie uratowac, aby ocalic cala dzielnice.
Pogalopowalem, aby sklonic dowodcow strazy pozarnej do wziecia odpowiedzialnosci za konieczne zniszczenia. Zatrwozeni i przerazeni strazacy poradzili, abym troszczyl sie o swoje sprawy. Ich zdaniem na razie nie ma powodu do zadnego alarmu.
Zawstydzilem sie swego niepokoju, gdy przyjechalem na Forum. Tutaj oprocz dymu wcale nie bylo widac pozaru. Ludzie zajeci byli codziennymi sprawami. Uspokojono mnie zapewniajac, ze juz wyciagnieto ksiegi Sybilli i obecnie najwyzsze kolegium kaplanskie pospiesznie bada, ktoremu bogu nalezy zlozyc ofiare, aby zapobiec szerzeniu sie ognia. Do swiatyni Wulkana doprowadzono czarnego jak smola, przybranego kwiatami byka. Kilku starcow, powolujac sie na doswiadczenia, domagalo sie zlozenia ofiar rowniez Prozerpinie. Z absolutna pewnoscia twierdzili, ze to duchy opiekuncze Rzymu i prastare duchy domowe dopuscily do rozzuchwalenia sie ognia, a odpowiedz na pytanie, za co i na kogo bogowie sa rozgniewani, wyraznie podaja ksiegi Sybilli.
Dzis uwazam, ze gdyby natychmiast przeprowadzono zdecydowane dzialania, mozna bylo zapobiec klesce. Nikt jednak nie odwazyl sie brac odpowiedzialnosci za decyzje. Jedynie zastepca Tygellina wyslal dwie kohorty pretorianow, aby oczyscili drogi, konieczne dla utrzymania porzadku publicznego.
Pod wieczor do miasta przybyl prefekt Flawiusz Sabin i od razu zarzadzil, aby wszystkie zorganizowane ekipy pozarnicze oslanialy Palatyn, gdzie ogien z trzaskiem przeskakiwal po koronach pinii. Zazadal tez urzadzen do kruszenia muru i machin wojennych. Otrzymal je dopiero nastepnego dnia, kiedy Tygellin wrocil z Ancjum i przejal decyzje w swoje rece. Neron wcale nie mial ochoty przerywac sobie odpoczynku z powodu jakiegos pozaru i uwazal, ze jego obecnosc w Rzymie nie jest konieczna, choc przerazony lud zbieral sie grupami i wzywal go do powrotu. Dopiero kiedy Tygellin zorientowal sie, ze Palatynu nie da sie juz uratowac, uznal za niezbedny przyjazd Nerona dla uspokojenia nastrojow spolecznych. Sam Neron tak sie zaniepokoil o los swoich kolekcji dziel sztuki greckiej, ze nie szczedzac sil przybyl z Ancjum wierzchem. Wracali rowniez calymi gromadami czlonkowie senatu i zamozni ekwici ze swych wiejskich posiadlosci. Kazdy myslal o ochronie wlasnego domu. Mimo zakazu przyprowadzali ze soba wozy zaprzagniete w woly, wiec drogi zapchaly sie jeszcze bardziej.
Neron zalozyl kwatere w ogrodach Mecenasow na wzgorzu eskwilinskim i w skrajnym zagrozeniu wykazal sie energia i umiejetnoscia podejmowania szybkich decyzji. Flawiusz Sabin byl juz zdolny tylko do placzu. Mnie osaczyl ogien i doznalem licznych poparzen.
Post został pochwalony 0 razy
|
|